Nadeszło nasze pierwsze Boże Narodzenie w nowym domu. Poprzedził je gorączkowy remont salonu, nerwowe sprzątanie i gotowanie. Bardzo chcieliśmy z wszystkim zdążyć i pięknie wszystkich ugościć. Niezbyt się to udało, bo za dużo na siebie wzięliśmy, w zbyt krótkim czasie. Więc z opóźnieniem, poprzedzonym poszukiwaniami opłatka, zasiedliśmy do naszej rodzinnej Wigilii z obydwoma mamami, Czesiem, Olgą i babcią. Był barszczyk i grzybowa, ryby, kapusta, pierogi z kapustą i grzybami, sałatki i kompot z suszonych owoców. Do tego rozpływający się w ustach tort z orzechów włoskich zrobiony przez mamę, keks i pierniczki - leśne zwierzątka. Przy okazji wypróbowałyśmy wyszukany przez Olgę sposób na zmiękczenie świątecznych pierniczków. Przeddzień włożyłyśmy do pojemnika z nimi, pokrojone na cząstki jabłko. To naprawdę działa, twarde jak z gipsu pierniki odmieniły się w miękkie miodowe pychotki.
I tak dzięki Świętom w ekspresowym tempie mamy gotowy kolejny pokój, szarotkowy salon. Zawisł wreszcie nasz najpiękniejszy kryształowy żyrandol, pierwszy zakup do nowego domu, który dziesięć miesięcy przeleżał na dnie szafy.
Stary kredens, który kupiliśmy wraz z domem, wrócił na swoje miejsce, pełniąc funkcję dekoracyjną i użytkową zarazem. Wreszcie rozpakowuję do niego to co nie zmieściło się w kuchni.
Drugi z zabytkowych pieców odzyskał blask i należytą oprawę. Podczas Wigilii zapaliliśmy za jego metalową kratą kilka świec i tak bez węgla i brudzenia, igrały w nim żywe płomienie.