poniedziałek, 22 lipca 2013

Kłopotek

Odkąd zaginęła nasza szara kotka, a druga bezustannie poluje i przychodzi tylko do domu aby coś przekąsić, bardzo chciałam uzupełnić ten koci deficyt. Dwa tygodnie temu natknęłam się na ogłoszenie na drogerii, że są do wzięcia trzy kocięta. Obejrzałam ich zdjęcia, ale najważniejszym kryterium było dla mnie to, aby był to kot przytulanka. Okazało się, że dobrze trafiłam, bo właśnie jeden z kotków miał taki charakter. Razem z Maciejką i Olą, które były u mnie, odebrałam maleństwo, które miało być kotką i nałam mu imię Fifi.


Następnego dnia, u weterynarza okazało się, że to kocurek. Imię wydawało mi się uniwersalne więc pozostało. Dzień po dniu kotek stawał się coraz odważniejszy, oswoił się z trawą, której nie widział w mieście, przestał bać się psów, oraz ogarniać coraz większe terytorium. Krzysiu uznał, że imię Fifi jest nieodpowiednie i że bardziej pasuje do niego Kłopotek, ponieważ jest tak potwornie rozpieszczony, że na pewno będą z nim kłopoty. Ja oczywiście pokochałam mojego kotka od razu, ale jego szaleństwa, zadziorność i urok zadziałały już na wszystkich. Kłopotkowi wszystko wolno, wylegiwać się na fotelach w salonie, na poduszkach w ogrodzie, wdrapywać się na kolana do każdego z nas. 





W poprzedni weekend mieliśmy gości ze Szwajcarii, Gosię i Beata z Janem i Zosią. 

Pojechaliśmy w Błędne Skały i do Dusznik. Następnego dnia chłopcy pojechali do Kłodzka, a my mogłyśmy się nagadać, pogotować i rozkoszować pierwszym dniem prawdziwego upału.















Upały nie opuszczają nas do teraz, wreszcie można założyć kostiumy, rozłożyć parasol w ogrodzie, wylegiwać się na nowym hamaku!
W warzywniaku królują dorodne zielone groszki, żółte fasolki i strączki bobu, a my mamy już za sobą pierwsze przetwory, pierwsze mrożonki i rozpoczętą produkcję porzeczkowego wina.