środa, 26 listopada 2014

Czekam na kuchenną rewolucję

Nastał czas wilgotnych i mglistych poranków, długich cieni i szybko zapadającego zmierzchu.
Dla nas jest to też okres czekania na ekipę remontową do naszej kuchni. Projekt mebli jest już gotowy, płytki zakupione, tylko fachowców brak...



















Kupuję elementy wyposażenia, bo to mogę zrobić niezależnie od wszystkich, w przedpokoju stoi lodówka, na parapecie ekspres, a na starym wysłużonym blacie śliczny kremowy czajnik do kompletu. Robot kuchenny smutnie schował się w kartonie obok lustra.

I tak, ja i moje wyposażenie, czekamy na piękną kuchnię zastanawiając się, czy może nasza sprawdzone ekipa obraziła się o coś?

Najpewniej o Reaktora, uciekiniera i włóczęgę, który być może obcuje z suczką naszego sąsiada - specjalisty. Mój pies awansował na chyba najbardziej znienawidzone zwierzę na wsi, czego wyrazem stało się nagłe okulawienie, wynik postrzału z wiatrówki. W sobotę wylądował z Krzysiem w lecznicy, opatrzono mu rany i zaaplikowano zastrzyki. Dzisiaj z kolei mój ukochany kotek wrócił cały w szramach na pyszczku, z opuchniętymi i podrapanymi powiekami. Okropny widok. Zapakowałam go do transportera, do samochodu i w akompaniamencie żałosnego miauczenia znowu pojechałam do weterynarza. Kolejne opatrzenia ran, tym razem kocich, kolejne zastrzyki i maści. Nasz wet myślał, że się przesłyszał i ja jednak z rannym psem do kontroli się umawiam.

 
Ogólnie jednak nic się nie dzieje, jesień na wsi, to wszystko.