Jest połowa wakacji i rozpoczęły się żniwa z warkotem wszelkich rolniczych maszyn. Jest bardzo sucho, nasionka dojrzały i zżółkły. Każdego dnia pola pustoszeją i zmieniają się widoki.
Pogoda jest teraz idealna, świeci słońce ale nie ma upału, to rzadkość, zazwyczaj jest albo zimno albo skwar. Jutro sobota, wreszcie upragniony odpoczynek i może chwila na opalanie! Muszę wykorzystać tę sprzyjającą aurę zanim powrócą osłabiające temperatury.
Zwierzaki są w siódmym niebie, biegają po polach, śpią na dworze, towarzyszą nam w pracach na podwórku i w ogrodzie.
Udało mi się dzisiaj wyciągnąć Krzyśka na spacer po pracy, przecież są żniwa, musimy sprawdzić co się dzieje! Łaziliśmy przed siebie aż do polanki, na której byłam pierwszy raz, coś takiego, myślałam, że w naszej wsi znam już wszystko. A na polance pasły się trzy ślicznoty, młode byczki. Trochę groźnie wyglądały, ale przyglądaliśmy się sobie nawzajem z wielkim zainteresowaniem.
W końcu jeden z nich postanowił znam się lepiej przyjrzeć i pogalopował w górę, w naszą stronę. Masza zaczęła szczekać a nas ogarnęa lekka panika. Jednak była to przyjacielska wizyta i byczek okazał się być słodziakiem.
Dzięki temu zrobiłam mu kilka portretów:
Dotykałam jego wielkiego nochala, wilgotnego jak u psa. Pomyśleć, że są hodowane na mięso, serce się kraje. W takich chwilach pragnę być weganką a wołowiny nie wzięłabym do ust za żadne skarby!