Tydzień przed Świętami zachorowałam, nie obyło się bez lekarza i antybiotyków. Osłabiła mnie ta choroba tak bardzo, że postanowiłam dać sobie taryfę ulgową z gotowaniem i pieczeniem ciast. Jeden mazurek i jeden sernik, to jednak było zdecydowanie za mało, czuliśmy niedosyt słodyczy. Dobrze, że mama uratowała Święta smakołykami na słono, pasztetem, galaretą z golonki i sałatką. Olgi udekorowała stół pisankami i zajączkami, nałożyła kolorowe sosiki do naczyniek z miniaturowymi łyżeczkami i można było zacząć świętować!
Słoneczną pogodę wykorzystaliśmy do spacerów po lesie z Olgą i Marcinem oraz oczywiście z psami. Żeby nie zatracić się przy pełnych stołach wieczorami graliśmy we Wsiąść do pociągu, niezmiennie naszą ulubioną rozrywkę.