Od lat wokół słychać głosy, że zimy są za ciepłe, że lodowce topnieją, że efekt cieplarniany. W tym roku jednak jest inaczej. Mamy prawdziwą zimę, śnieg, mróz i wiatr. Cała Polska odczuwa przejmujący chłód, czasami zbliżający się do -20 st. W Europie też jest zimno i śnieżnie, nawet w Bułgarii i we Włoszech. W Dolomitach lawina spadła na czterogwiazdkowy wielki hotel, przesunęła go o ponad 10 metrów i zasypała ludzi.
Nasze psy nie najlepiej znoszą te warunki, Deuter pcha się do domu, widocznie jest mu jednak zimno w ocieplonej ukochanej budzie, a Maszy zamarza śnieg między poduszkami łapek. Wygryza go sobie podczas spaceru, ale problem tylko się powiększa i po powrocie do domu stuka lodem po płytkach w przedpokoju.
Masza utyła jakoś nie naturalnie i zaczęłam ją podejrzewać, że będzie się szczenić. Jednak kolejne dni mijały a pieski się nie pojawiały. Zaczęliśmy poważnie myśleć o strylizacji, ale ponieważ sytuacja z Maszą była niejasna, postanowiliśmy zacząć od Baby. Nasza słodka sunia kiepsko to zniosła, nie ruszała się prawie trzy dni, malutko jadła. Wychudła bardzo, ale w piątym dniu nagle poweselała i jak każdy ozdrowieniec zaczęła szalenie cieszyć się życiem. Razem z Deuterem robili wesołe rundki wokół domu, a Maszy i nam skakała dosłownie po głowach.
Minął tydzień a szczeniaków Maszy nadal nie było, więc "zdiagnozowałam" ciążę urojoną. Jednak nie były to urojenia, bo dziś w nocy urodziły się cztery prześliczne maleństwa! Krzysiek przyniósł mi jednego rano do łóżka, to był cud, ciepła piszcząca kulka, jeszcze ślepa i głucha ale zachwycająca. Masza pozwala nam zabierać i nosić swoje dzieci, ale nie jest tym zachwycona, patrzy czujnie czy są bezpieczne. Innych psów nie toleruje, na Babusię rzuciła się z zębami, gdy tylko bliżej podeszła.
Obawialiśmy się tej chwili ale jesteśmy szczęśliwi patrząc na to nowe życie. Ciekawie się zaczął ten rok, kto by się spodziewał?