Minął kolejny rok naszego wiejskiego życia. Czas tak szybko galopuje, dni pędzą jak szalone i nagle jest grudzień i świadomość, że za chwilę będziemy starsi o rok!
Przed Świętami było zimno, co rano ogród spowijał tajemniczy i urzekający welon białego, skrzącego się szronu. Jednak im bliżej Bożego Narodzenia tym robiło się cieplej i niestety nie były to białe Święta.
Nie ma co narzekać, było wesoło, gwarnie i radośnie. Poza dziećmi, przyjechał też Jacek. Przybył z Niemiec aż spod Roztocka, kawał drogi, prawie 600 km. Wszyscy zakasaliśmy rękawy i bezustannie gotując, piekąc i przystrajając, przygotowywaliśmy się do Wigilii, oczywiście przesadzając. Wszystkiego było za dużo, zamiast skromnej kolacji, odbyła się wystawna uczta. Wielkość prezentów też wyszła w tym roku imponująca. Może to dlatego że choinka jest mniejsza niż w latach ubiegłych, prezenty ją przytłoczyły.
Święta minęły, goście się rozjechali, minął tydzień i zbliżyła się następna okazja do świętowania. Jutro Sylwester, który mieliśmy spędzić w Niemczech u Jacka, ale przeraziła mnie daleka droga i wiążące się z tym zmęczenie, więc zostajemy na miejscu.
Przed świętami kupiłam foremkę w kształcie gwiazdy, ale nie udało mi się jej wykorzystać. Był tort, pierniczki, makowiec i sernik, jakoś żadnemu z tych wypieków nie można było nadać kształtu gwiazdy. Zatem Sylwester przywitamy gwieździście. Użyłam też otrzymanego w prezencie od Olgi i Marcina blendera, robiąc z jego pomocą domową nutellę do przełożenia ciasta.
Nutella lekko "oszukana" bo z uprażonych orzechów włoskich a nie laskowych, ale i tak pyszna. Jakie to proste, wystarczy zmiksować orzechy z połową szklanki mleka, miodem i sporą dawką kakao (aż 4 łyżki) i zdrowy krem gotowy!
http://www.slodkiefantazje.pl/przepisy/4568/domowa-nutella
Pozostało mi tylko przełożyć cztery blaty ciasta, udekorować czekoladą oraz jadalnymi koralikami i czekać na Nowy Rok...
piątek, 30 grudnia 2016
wtorek, 22 listopada 2016
Czas
Nadeszła jesień, najpierw w kolorach, w czerwieni jabłek i złocie liści, potem coraz bardziej brązowa i szara. Dla nas też był to trudny czas, bo babcia Krzysia była coraz bardziej chora i słaba, aż w ostatnich dniach października umarła. Ponieważ zbliżały się święta Wszystkich Świętych, pogrzeb został ustalony na 6-go listopada w Słupsku. Przed świętem ja i mama pojechałyśmy do Dąbrowy, mama została kilka dni dłużej, a ja wróciłam doglądać dom.
1 listopada postanowiliśmy z Krzysiem zostać na miejscu, odwiedzić jedyną bliską zmarłą z naszej wsi, czyli Ulę i zobaczyć poniemiecki cmentarz w Paczkowie.
Przykry to widok, dzieło zniszczenia i dewastacji. Rozbite płyty, puste groby, wyblakłe napisy. Właściwie nazwiska żadnej z pochowanych tu osób nie da się odczytać, pewnie niektórzy przetrwali tylko w pamięci swoich bliskich.
W piątek wyruszyliśmy do hotelu w Ustce, aby jako tako wypoczęci stawić się na mszy żałobnej w Słupsku w sobotę rano. Dzień był przejmująco zimny i ponury, odpowiedni dla takiej chwili. Poza nami, rodziną, przybyły znajome babci, których niewiele zostało, bo przeżyła swoje przyjaciółki, oraz koleżanki mamy Krzysia. Żegnaliśmy babcię, padał deszcz a na to pożegnanie najpiękniejsza była melodia Barki i gdzieś w głowie słowa: "Swoją barkę pozostawiam na brzegu, razem z Tobą nowy zacznę dziś łów... Dziś wypłyniemy już razem łowić serca na morzach ludzkich dusz..."
W niedzielę poszliśmy nad morze, wspaniałe o każdej porze roku. Chociaż dzień nie był najpiękniejszy, to od czasu do czasu słońce wyglądało zza chmur, mewy radośnie krzyczały i pozowały do zdjęć. Nas zawsze wciąga zbieractwo, poszukiwanie bursztynów, muszli i kamieni.
Spotkaliśmy też prawdziwych poławiaczy bursztynów, ludzi którzy w ten sposób zarabiają na życie.
Patrząc na nich poczułam zazdrość, taki człowiek staje oko w oko z naturą, jest miotany i zagarniany przez wodę. Nie siedzi przy biurku, nie obsługuje klientów, nie gada przez smartfona, tylko pokonuje żywioł!
Jeden z nich podarował mi trzy bursztyny, duże i piękne, wzruszający dar morza.
czwartek, 15 września 2016
Pożegnanie lata
Tego lata z pogodą nie było najlepiej. Może nie to, żeby jakieś ulewy czy zimno, ale bez szału czyli pogody do opalania. Aż tu nagle, gdy powoli zaczęliśmy się przymierzać do jesieni, zrobił się piękny, upalny wrzesień. Od rana do wieczora niebo jest bezchmurne a noce gwiaździste i ciepłe.
W ogrodzie powoli kończą się plony, jest jeszcze trochę cukinii, dyni i pomidorów. Olga poczęstowała mnie własnoręcznie wykonanymi suszonymi pomidorami i ich smak mnie zachwycił. Dokupiłam trochę na targu i pokrojone na ćwiartki, postanowiłyśmy wysuszyć na słońcu. Tak po włosku. Nie wiedziałam czy to zadziała, bo sorry taki mamy klimat, ale pomidorki pięknie usychają więc jutro wsadzimy je do słoików i zalejemy olejem.
Wzięłam się też za nalewki, zrobiłam mirabelkówkę i benedyktynkę, pamiątkę po ziołowych grządkach.
Do wizyty w naszym wiejskim domu dała się namówić rodzina, cieszę się że mogliśmy się spotkać, porozmawiać, tacy jesteśmy porozjeżdżani, że zawsze czuję niedosyt rodzinnych zjazdów.
W ogrodzie powoli kończą się plony, jest jeszcze trochę cukinii, dyni i pomidorów. Olga poczęstowała mnie własnoręcznie wykonanymi suszonymi pomidorami i ich smak mnie zachwycił. Dokupiłam trochę na targu i pokrojone na ćwiartki, postanowiłyśmy wysuszyć na słońcu. Tak po włosku. Nie wiedziałam czy to zadziała, bo sorry taki mamy klimat, ale pomidorki pięknie usychają więc jutro wsadzimy je do słoików i zalejemy olejem.
Wzięłam się też za nalewki, zrobiłam mirabelkówkę i benedyktynkę, pamiątkę po ziołowych grządkach.
Do wizyty w naszym wiejskim domu dała się namówić rodzina, cieszę się że mogliśmy się spotkać, porozmawiać, tacy jesteśmy porozjeżdżani, że zawsze czuję niedosyt rodzinnych zjazdów.
27 lipca |
3 września |
sobota, 30 lipca 2016
Noce takie są gorące
Cierpiąc na chroniczny brak czasu, muszę po prostu muszę, odnotować jedno: że koniec lipca to najlepszy czas w roku, czas gorących dni i gorących nocy! To jedyny taki okres, kiedy można spacerować wieczorem z psami bez kurtki, a w nocy spać bez kołderki.
W ogrodzie rozpoczął się festiwal urodzaju, wyrastają piękne czerwone pomidory i dorodne cukinie. Jest groszek, fasolka, marchewka, papryka i mnóstwo ziół. Trochę dodatków i jesteśmy w kuchni samowystarczalni.
Do tego dołącza się urodzaj gości, mamy towarzystwo w tygodniu i w weekendy, nasz dom tętni życiem i gwarem.
Dzięki wizytom gości i potrzebie minimum komfortu, kupiliśmy nowy stół ogrodowy i parasol, pomalowałam też starą ławkę (dzięki zachęcie i lakierowi Olgi :) i jest jak nowa.
W ogrodzie rozpoczął się festiwal urodzaju, wyrastają piękne czerwone pomidory i dorodne cukinie. Jest groszek, fasolka, marchewka, papryka i mnóstwo ziół. Trochę dodatków i jesteśmy w kuchni samowystarczalni.
Do tego dołącza się urodzaj gości, mamy towarzystwo w tygodniu i w weekendy, nasz dom tętni życiem i gwarem.
Dzięki wizytom gości i potrzebie minimum komfortu, kupiliśmy nowy stół ogrodowy i parasol, pomalowałam też starą ławkę (dzięki zachęcie i lakierowi Olgi :) i jest jak nowa.
środa, 29 czerwca 2016
Ślub
Już koniec czerwca, a ja zabieram się za pisanie o najważniejszym wydarzeniu tego roku, ślubie Olgi, który odbył się 28 maja. Bardzo się przejmowałam i denerwowałam, nie mogłam spać po nocach, a oczywiście okazało się, że wszystko poszło zgodnie z planem. Byłam przejęta swoją rolą matki Panny Młodej, a w końcu z tego przejmowania zabrakło mi tchu i znalazłam się na ostatnim planie.
Olgi wyglądała przepięknie w sukni z falbanami i trenem, a Marcin w granatowym garniturze prezentował się wspaniale u jej boku.
Jako wielbicielka zwierząt chciałam przed kościołem wypuścić stadko gołębi ale Olgi się nie zgodziła, więc zdecydowałyśmy się na uwolnienie z wielkiego pudła biało - różowych baloników. Bardzo dobrze, okazało się to bardziej oryginalne i efektowne.
Element zwierzęcy jednak wystąpił: wystrzelony rój białych papierowych motylków.
Ależ to dziecko mi wyrosło (a obie jesteśmy w szpilkach :-)
Olgi wyglądała przepięknie w sukni z falbanami i trenem, a Marcin w granatowym garniturze prezentował się wspaniale u jej boku.
Foto: Gosia Stasielak |
Pierwszy taniec i tort.
Ależ to dziecko mi wyrosło (a obie jesteśmy w szpilkach :-)
niedziela, 22 maja 2016
Wiosenne sprawy
Przełom kwietnia i maja obfitował w wiele zdarzeń i emocji. Cały czas żyjemy przygotowaniami do wesela, poszukiwaniami inspiracji, pomysłów na atrakcje, wyszukiwaniem dodatków, dopinaniem szczegółów na ostatni guzik. W tle tych zdarzeń nagle znalazłam pracę jako terapeuta osób starszych i chorych. Nie wiem czy to bardziej praca czy raczej hobby ale dobrze na mnie wpływa, stając się ramą całego tygodnia. W kwietniu pracowałam trzy razy w tygodniu, w maju musiałam się ograniczyć tylko do dwóch, bo praca w firmie i doglądanie domu nie dają się z moim dodatkowym zajęciem pogodzić.
Wiosna wybuchnęła wreszcie słońcem, kolorami i kwiatami. Tu na wsi symbolem wiosny jest rzepak. Jego wściekle żółty kolor i piękny, duszący zapach otaczają nas zewsząd. Kocham te słoneczne łany, tę jazdę samochodem przez ocean żółtych kwiatów.
Kwitną drzewa, krzewy, rabatki i kwiaty w doniczkach. Nie na bez powodu mówi się, że maj to najpiękniejszy miesiąc w roku, w naszym ogrodzie to widać.
W połowie maja, na weekend, zjechali się goście i odbyły się moje spontaniczne urodziny. W niedzielę przyjechała też mama Krzysia, która ma urodziny dwa dni wcześniej niż ja, nastąpiła wymiana prezentów i życzeń a każda z jubilatek zaprezentowała swój tort. Mój był z kremem mascarpone, czekoladowo - wiśniowy, a mamy delikatnie kawowy na bezowych spodach, z dekoracją z truskawek.
Wiosna wybuchnęła wreszcie słońcem, kolorami i kwiatami. Tu na wsi symbolem wiosny jest rzepak. Jego wściekle żółty kolor i piękny, duszący zapach otaczają nas zewsząd. Kocham te słoneczne łany, tę jazdę samochodem przez ocean żółtych kwiatów.
Kwitną drzewa, krzewy, rabatki i kwiaty w doniczkach. Nie na bez powodu mówi się, że maj to najpiękniejszy miesiąc w roku, w naszym ogrodzie to widać.
W połowie maja, na weekend, zjechali się goście i odbyły się moje spontaniczne urodziny. W niedzielę przyjechała też mama Krzysia, która ma urodziny dwa dni wcześniej niż ja, nastąpiła wymiana prezentów i życzeń a każda z jubilatek zaprezentowała swój tort. Mój był z kremem mascarpone, czekoladowo - wiśniowy, a mamy delikatnie kawowy na bezowych spodach, z dekoracją z truskawek.
czwartek, 7 kwietnia 2016
Kwitnie kwiecień
Subskrybuj:
Posty (Atom)