Czuję już, że to nie te lata, kiedy planowało się mnóstwo rzeczy, spotykało z rojem znajomych, biegało do kina, siedziało w knajpach. Teraz ciągle sobie odpuszczam, nie mam siły albo ochoty. Entuzjazm gdzieś ze mnie wyparował, a nawet u innych mnie nie zachwyca. Lubię spokój, słońce, książki, niespieszne rozmowy i brak planów. A praca, to zło konieczne, które bez względu na starania i zaangażowanie, przynosi mizerne efekty. Pewnie trzeba robić swoje, przeczekać, a potem zbierać żniwo wcześniejszych starań. Tracę jednak cierpliwość i wiarę. Wolałabym malować, gotować, urządzać, pisać, robić coś twórczego i widzieć namacalny efekt. Może ktoś umie pogodzić jedno i drugie, ja niestety nie. Odkładam więc na potem, na jakieś jutro, pojutrze, za tydzień, za rok...
Nasz dom wygląda jak oaza spokoju i często nią jest, pomijając wybryki naszych zwierząt. Psy robią podkopy pod ogrodzeniem, Reaktor wdziera się na podwórka obcych ludzi i zaleca się do ich suczek. Masza lata po polach i goni wszystko co się rusza. Dziś przyszedł starszy pan z kogutem, jako corpus delicti wyczynów naszych psów. Kogut, którego widziałam z okna, wydawał mi się bez głowy, ale podobno ją miał, niestety w opłakanym stanie. Trzeba go było dobić. Chciałam odkupić kogucie ciało, żeby choć tak zrekompensować szkodę ale zanim zorientowałam się w sytuacji, po człowieku z kogutem nie było śladu.
Chociaż jest jeszcze luty, zima stała się już wspomnieniem. Pogoda jest piękna, grzeje słońce, a natura powoli budzi się do życia. W ogrodzie wyrastają pierwsze kwiaty, zwiastuny przedwiośnia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz