niedziela, 31 maja 2015
Jublilatka
Stało się, w maju minęły moje okrągłe urodziny, w tym wieku raczej nie mówi się które. Choć liczba ta wywołuje u mnie niemiłe dreszcze, to garden party które z tej okazji wyprawiłam bardzo się udało. Przyjechali moi najbliżsi, przywieźli mi cudowne prezenty, byli tacy mili dla mnie. Chociaż bardzo się przejmowałam menu, wystrojem, po prostu wszystkim, to warto urządzać takie imprezy, spotkać się, pośmiać, porozmawiać. Wdzięczna im jestem za przybycie i nastrój który wspólnie stworzyliśmy. Chciałabym to powtórzyć, ale nie będę czekać kolejną dekadę, tylko zorganizuję za trzy lata urodziny Krzysia.
Goście się rozjechali, a do nas wróciła codzienność. Urządzamy lokal w Kłodzku, jest już przemalowany na szaro i stoją w nim ścianki działowe, w których zamontowane zostaną okna na ekspozycję. Jeszcze trzy dni i wszystko będzie gotowe.
Moim nowym pomysłem jest uwolnienie psa sąsiadów z łańcucha. Niewiele da się zrobić ale przynajmniej odpinam go co parę dni i wyruszamy na długi spacer po okolicy. Dzięki temu poznałam drugą stronę naszej wsi, która okazała się całkiem inna od naszej. Bardziej strome są tam pola i dzięki temu zachowały się dzikie łąki nie zaorane przez rolników, którzy muszą zasiać i zebrać dosłownie z każdego skrawka ziemi. Ale te pola grożą przewróceniem się ciągnika, więc zostawiono je w spokoju, szaleją tam koniczyny, chabry i maki.
Moja przyjaciółka Miśka, biega z wywieszonym jęzorem, uszczęśliwiona chwilami wolności. Co jakiś czas podbiega i wpatruje się we mnie z autentyczną miłością, a mnie serce się kraje, że tak niewiele mogę dla niej zrobić.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz