niedziela, 29 lipca 2012

Zwierzęta wiejskie i egzotyczne

Jakby wszystkiego było mało, wzięliśmy kota inwalidę. Ma złamaną, wykrzywioną łapkę i inne pomniejsze wady. Poza tym, pomimo że podobno jest dorosły ma powierzchowność małego kociaka.


Nasze psy jakoś dały radę go zaakceptować a poza tym okazał się mało kłopotliwy. Cały dzień gdzieś łazi, wraca tylko na kolację, przeraźliwie się o nią dopominając. Mieszka między dechami z naszej zerwanej podłogi, wciska się między nimi, w coś w rodzaju norki. 
Za to z Redem zaczęły się kłopoty, chodzi na panienki i wraca cały pogryziony. Ostatnio nawet przyprowadził swoją wybrankę, która okazała się wielką, spasioną suką i dodatkowo przy okazji amorów zagryzła sześć kur sąsiadki. Teraz leczę go trzymając na łańcuchu, bo każda forma wolności kończy się powrotem do ukochanej, która nawiasem mówiąc tak go załatwiła.



Żeby nie było tak sielsko i wiejsko, na nasze podwórko wkradł się też element egzotyczny. Ni stąd ni zowąd, na owocowych drzewach, rozpoczęła akrobacje piękna, wielka papuga. Najpierw została przyuważona na jabłoni, potem przeniosła się na czereśnię, a mnie udało się ją sfotografować na śliwie. Niestety chyba ją spłoszyłam, bo odleciała zaraz potem w nieznane, niszcząc nasze mrzonki o udomowieniu.


wtorek, 24 lipca 2012

Ballada remontowa


We wsi zaczęły się żniwa i wróciła piękna pogoda. Ja jakoś nie mogę obudzić w sobie dawnej pogody ducha i entuzjastycznego podejścia do wiejskiego życia. Jest mi tu nadal bardzo dobrze i nie tęsknię za miastem, ale mam kryzys związany z remontem. Bezustannie myślę o kulejącej w tych warunkach pracy i ogarnia mnie czarnowidztwo, że jak tak dalej pójdzie, utkniemy na tym pobojowisku. Piękne pokoje stoją niedokończone, bo brak im stolarza. Nowe łóżko tkwi na baczność w salonie, w nierozpakowanych foliach. My za to koczujemy wciśnięci w składowisko stuletnich mebli, przykurzeni patyną pyłu ze szlifowanych ścian.
Lubię rozmowy z sąsiadem przy jego pracy w łazience i w jego opowieściach odnajduję inny świat, czasami niemal odrealniony. Codzienne obcowanie z naturą zbliża do niej, budzi jakiś dodatkowy zmysł. Opowiadał mi dziś o swoim ojcu, niemal na marginesie innych historii o ciotkach dziwaczkach i o biedzie w dzieciństwie. Zaczął od tego, że jedno z jego pierwszych wspomnień dotyczyło krowy, która stanowiła ich cały majątek. Dopóki ją mieli, dzieci miały co jeść. Aż któregoś dnia nagle zdechła, a on będąc najmłodszym dzieckiem to najbardziej zapamiętał, jak tato siedział w sieni i płakał. 
Następny obrazek dotyczył spraw, które rozegrały się całkiem niedawno. Któregoś dnia starszy pan wybrał się z kimś przy okazji do lekarza, ten zbadał go i chciał przepisać leki, na co dziadek odpowiedział, że on to raczej po akt zgonu. Po dłuższej dyskusji lekarz uznał tę wypowiedź za przejaw depresji, a że i w ciele czegoś się dopatrzył, skierował go do szpitala. Tam nadal, wobec wszystkich członków rodziny i lekarzy, upierał się że nic mu nie potrzeba, poza tymże aktem. Zbadano go dokładnie i niepokojących dolegliwości nie stwierdzono. W środku nocy jednak zmarł. Kilka dni po pogrzebie, mój sąsiad udał się do mieszkającej w innym województwie, jednej z ciotek dziwaczek. Jej przyjaciółka dowiedziawszy się o śmierci jego ojca zapytała o imię. Czy aby nie był to Józef? Okazało się, że poprzedniego dnia, przy obiedzie, ciotka żaliła się jej, że czuje się niedospana, bo był u niej Józef i długo coś jej opowiadał (to się na pewno zgadza, bo mój sąsiad, a jego syn jest strasznie gadatliwy). To jednak nie wszystko. W mieszkaniu ciotki przepisanym na mojego sąsiada, zamieszkiwał niechciany lokator, człowiek który niemal nie trzeźwiał, niszczył dobytek, zachowywał się skandalicznie. Nie wiadomo było co z nim począć. I nagle, kilka dni po śmierci ojca i on również nagle zmarł. Taka siła.

piątek, 20 lipca 2012

Pełnia lata



Odkąd nastał lipiec i wakacje mamy stale gości. Otoczenie naszego domu wzbudza wielkie zachwyty i gdyby tylko była pogoda, byłoby jak w raju. Jest jednak bardzo zmiennie, prawie codziennie na przemian świeci słońce i pada deszcz. Gdy tylko jest ładnie, zasiadamy przy dużym stole, który ściągnęliśmy ze strychu. Wydawało nam się, że ten stół to żadne cudo, a okazał się niezastąpiony i w sumie całkiem ładny. Uwielbiam te kolorowe obrusy, które pomimo metalowych obciążników furkoczą na wietrze, te potrawy wymyślane z warzyw zerwanych z naszego ogródka, te jabłkowo - cynamonowe kompoty z owoców zerwanych z pokracznej jabłonki. W takiej wielkiej chałupie jednak praca nigdy się nie kończy i poczucie obowiązku wzywa mnie do miotły i garów. Marzę o zmywarce.



niedziela, 15 lipca 2012

Dolce vita





Weekend poświęciliśmy na odpoczynek od remontu, powolne spacery, grillowanie i słodkie lenistwo. Słodkie dosłownie, ponieważ powoli trzeba się zabierać za przetwarzanie owoców z naszego sadu i ogrodu. To robota dla kobiet, więc w trójkę zabrałyśmy się najpierw za zrywanie wiśni i robienie wiśniówki. Potem trzeba było zbierać pierwsze jabłka, a z nich produkować pasteryzowane musy do ciasta. Dziś opalając się w przebłyskach słońca, obrywałyśmy girlandy czerwonych porzeczek. Mąż zabrał się za wino, a ja po przeczytaniu mnóstwa przepisów, wybrałam konfitury porzeczkowe.

czwartek, 12 lipca 2012

A miało być tak pięknie

Dwa, spośród wszystkich pomieszczeń w naszym starym domu, wreszcie nabrały pięknych kształtów i pojawiła się szansa, że będzie można zacząć normalnie w nich żyć i się meblować. Sąsiad - wirtuoz tynkowania, doprowadził ściany do idealnego wyglądu i wyczarował nowe łuki w miejsce wyrw po starych oknach.


Zrobiło się ślicznie, zostały jedynie podłogi. Pikuś. Poszukiwania idealnego cykliniarza zakończyły się pełnym sukcesem. Przyjechał piękny (mógłby pozować do zdjęć POLSKIEGO fachowca), młody i miły chłopak z profesjonalną maszyną. Nasza podłoga natychmiast pożarła dwie najgrubsze taśmy ścierne. Młodzieniec wyjechał do miasta i zniknął na 5 godzin w poszukiwaniu nowych taśm. Ponieważ powoli przywykam do dematerializowania się wszystkich tych, którzy tu cokolwiek robią, po trzech godzinach poszłam sprawdzić, czy pozostawił swoją cykliniarkę, będącą gwarancją powrotu. Była. Ok, odetchnęłam z ulgą. Wreszcie wrócił i z impetem zabrał się do dalszego ścierania. I tu żarty się skończyły, spod kolejnych ścieranych warstw, zaczęły wychodzi coraz większe korytarze po dawno zdechłych kornikach czy innych kołatkach czy miazgowcach. Pan zadecydował, że dalsze cyklinowanie nie ma sensu. Nadzieja na piękne, odnowione stare podłogi przepadała. Wyjścia są trzy: kupić i położyć nowe deski, lub panele, lub wykładzinę dywanową. Wszystkie te rozwiązania są droższe od cyklinowania starych desek a poza tym powoli znika to co w tym domu było stare i oryginalne. Niedługo zostanie tylko zewnętrzna skorupa a w środku powstanie nowy dom.

 

W ogrodzie na szczęście jabłka rosną, brzoskwinie się rumienią a porzeczki i wiśnie podążają w stronę gąsiorków.



piątek, 6 lipca 2012

Piękny ogród

Moja wiejska stylizacja
Remont jest już na takim etapie że szukam inspiracji na sypialnię, na zabudowę schodów, na aranżację ogrodu. Znalazłam wiele ciekawych i pięknie wystylizowanych pomysłów.

http://creatoideiasexclusivas.blogspot.com