Mieszkając w starym domu, często myśli się o jego historii, o ludziach którzy w nim żyli, o ich losach i tajemnicach. Nie tylko mnie nachodzą takie myśli, bo dziś ciekawie ujął ten temat nasz proboszcz w swoim kazaniu. Starałam się zapamiętać jego myśl, niestety zapamiętywanie nie jest moją najmocniejszą stroną. W każdym razie, w zarysie powiedział, że stare domy są jak ramy w których znajdowały się żywe obrazy życia poprzednich pokoleń mieszkańców. A teraz nic nie zostało z tamtych obrazów, poza ramą. I my wszyscy, z naszym życiem, dziś jesteśmy takim żywym obrazem. Aby nie pozostała po nas tylko rama, powinniśmy próbować pozostawić po sobie jak najlepsze świadectwo.
Nasz dom ma 130 lat, był zatem świadkiem dwóch wojen i dwóch narodów. Chyba nie jest tylko ramą, bo jego mieszkańcy nie zostali zapomniani. Przed II wojną mieszkały tu kobiety, prawdopodobnie siostry, nauczycielki. Po wojnie, jak przyjechali tu Polacy, zastali Niemkę z małą córeczką, być może była to jedna z sióstr, być może ktoś inny. Kobieta ta namówiła poprzednią właścicielkę domu, wówczas młodą kobietę z mężem i również małą córeczką, aby tu zamieszkała. Nikt z przesiedleńców nie chciał naszego domu, ponieważ nie był gospodarstwem. Poprzednia właścicielka była dziewczyną z miasta, nie miała chyba za wielkiego pojęcia o życiu na wsi. Ten dom był na jej miarę. I tak żyli tu jakiś czas, Niemcy i Polacy. Potem Niemka musiała wyjechać, a poprzedni właściciele układali sobie życie w nowych warunkach. On aktywnie uczestniczył w życiu wsi, ona prowadziła dom i rodziła kolejne dzieci. Potem on umarł młodo, a ona została sama z czterema córkami. We wsi znali ją wszyscy, miała wyjątkowy sposób życia jakby z innego, bardziej eleganckiego świata. Radziła sobie z wychowaniem dzieci i godziła to z pracą księgowej w PGR-ze. Była też żarliwą katoliczką o czym świadczyła ilość świętych obrazów, które nabyliśmy wraz z domem.
Czy po nas zostanie jakiś obraz w ludzkiej pamięci, czy nasz dom kiedyś pozostanie pustą ramą? Chyba jesteśmy dobrzy i uczciwi. Na razie nie udało nam się zaangażować w życie wsi i mój mąż wcale tego nie chce. No i rozdaliśmy prawie wszystkie święte obrazy...
Mąż wykarczował część naszego pola i zasadził ogródek warzywny |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz