wtorek, 22 maja 2012

W domu i w ogrodzie

Siedzę tu na tej wsi i coraz bardziej przyzwyczajam się do tej skali mikro. Z niechęcią ruszam się do dużego miasta, z bezsensownym wrażeniem że nie dam sobie w nim rady. Jednak musiałam pojechać i to do Warszawy. Ten kontrast był niesamowity, przestrzeń miasta i ludzie. Miałam tam silne odczucie, że jest nas ludzi strasznie dużo, jakby za dużo. Pomimo wszystko podobało mi się w takim innym świecie.
W moim miniaturowym otoczeniu znowu dała o sobie znać Masza. Już myślałam, że wszystko mamy pod kontrolą a tu jednak coś się zmieniło. Poradziła sobie sama z klamką, od przeciwległego do sypialni pokoju. Do tej pory musiała czekać na sposobność, aż Redo otworzy jej drzwi sezamu. A on otwiera tylko wtedy jak się boi burzy. Maszka zatem wydoroślała i pojęła działanie mechanizmu klamki. Gdy wstałam rano, na jej posłaniu znalazłam: moje kozaki z odgryzionymi noskami, pasek w dwóch częściach, bambosze bez pomponów, rękawiczki z wygryzionymi palcami i kołnierz ze sztucznego futerka, o dziwo w całości. W otwartym pokoju pozostały ślady prawdziwego buszowania. Skłębiona pościel, pogryzione serwetki i podkładki, a nawet powyjmowane kieliszki!
Masza wśród paproci, które obrosły front domu. W tle Redo, dogląda wszystkiego stojąc na schodkach.


W ogrodzie zakwitły nowe rodzaje kwiatów, piwonie i róże. Te piwonie zostały przez nas przesadzone, bo rosły w miejscu gdzie robiono drenaż. Bałam się czy się przyjmą po tych przygodach, ale dały radę i są teraz najpiękniejszymi kwiatami w ogrodzie.


Zakwitły też róże zasadzone...

... przez mojego osobistego Ogrodnika.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz