Następnego dnia, u weterynarza okazało się, że to kocurek. Imię wydawało mi się uniwersalne więc pozostało. Dzień po dniu kotek stawał się coraz odważniejszy, oswoił się z trawą, której nie widział w mieście, przestał bać się psów, oraz ogarniać coraz większe terytorium. Krzysiu uznał, że imię Fifi jest nieodpowiednie i że bardziej pasuje do niego Kłopotek, ponieważ jest tak potwornie rozpieszczony, że na pewno będą z nim kłopoty. Ja oczywiście pokochałam mojego kotka od razu, ale jego szaleństwa, zadziorność i urok zadziałały już na wszystkich. Kłopotkowi wszystko wolno, wylegiwać się na fotelach w salonie, na poduszkach w ogrodzie, wdrapywać się na kolana do każdego z nas.
W poprzedni weekend mieliśmy gości ze Szwajcarii, Gosię i Beata z Janem i Zosią.
Upały nie opuszczają nas do teraz, wreszcie można założyć kostiumy, rozłożyć parasol w ogrodzie, wylegiwać się na nowym hamaku!
W warzywniaku królują dorodne zielone groszki, żółte fasolki i strączki bobu, a my mamy już za sobą pierwsze przetwory, pierwsze mrożonki i rozpoczętą produkcję porzeczkowego wina.