wtorek, 29 kwietnia 2014

Żółto mi

Zamieszczając dziś zdjęcia domu na Facebooku, zdałam sobie sprawę jaką jestem szczęściarą że mam ten dom, ogród i zwierzaki. Po dniach pełnych zmian, po wielkim remoncie, nastąpił czas codzienności, szarego Dnia Świstaka. Fachowcy jacy by nie byli odeszli, moje pomysły poszły w kąt i tylko praca, i porządki. Wydawało mi się, że zmieniły się tylko dekoracje, a zwyczajne życie dopada jak wszędzie, jak przedtem we Wrocławiu, w Dąbrowie. 
Przypomniałam sobie jak dawno temu, martwiąc się czymś, myślałam że lekiem na zło byłaby kwitnąca za oknem jabłoń, że gdybym na nią popatrzyła od razu byłoby lepiej. Dziś mam takie okno a za nim piękną starą jabłoń. 



Na polach wszędzie żółto, rolnicy zasiali rzepak, a tam gdzie nie zasiali same wyrosły mniszki czyli pospolite mlecze. Nazrywałyśmy z mamą ich kwiaty, zrobiłam nalewkę i syrop (miodek) na kaszel wg receptury św. Hildegardy. Liście ususzyłam na herbatę.




wtorek, 22 kwietnia 2014

Alleluja!

Nakupowaliśmy jajek od naszych sąsiadów i z sześćdziesięcioma sztukami, byliśmy gotowi do Wielkanocy. Liczba ta wydawała się mocno przesadzona, ale jakoś dałyśmy radę gotując je na twardo i dodając do ciast. Zrobiłam nawet majonez ale ten pierwszy w życiu nie bardzo mi wyszedł, zbyt zwarty i jakiś marmurkowy w kolorze. Olga ufarbowała jajka w cebuli i w jeszcze jednaj tajemniczej miksturze i wyszykowała koszyczek.


Do święcenia kupiłam baranka z ciasta, aby służył też jako dekoracja stołu i ewentualny smakołyk. Z tym ostatnim było gorzej, bo wśród mazurków wypadł słabo i ponieważ uznaliśmy, że zwierzętom też się coś święconego należy, wylądował po Świętach w pyskach psów.



Majonez nie był jedyną wpadką, również mój ulubiony sernik się nie udał. Wszystko przez to, że mam fazę na pieczenie w prodiżu, a sernik chciał swobodnie wyrosnąć i opalał się od pokrywy. Rozpaczliwie próbowałam go ratować w piekarniku i ponownie w prodiżu, ale było już po wszystkim, opadł, puścił soki i zmarniał. Chciałam go oddać niezawodnym dotąd psom, ale nawet one nie bardzo w nim zasmakowały. Trochę go poskubałyśmy, a na koniec chyba mama litościwie usunęła go z moich oczu. Muszę bardziej się ograniczać na Święta, bo nie daję rady pogodzić sprzątania z pieczeniem, gotowaniem i wystrajaniem.