piątek, 28 lutego 2014

Bez głowy

Czuję już, że to nie te lata, kiedy planowało się mnóstwo rzeczy, spotykało z rojem znajomych, biegało do kina, siedziało w knajpach. Teraz ciągle sobie odpuszczam, nie mam siły albo ochoty. Entuzjazm gdzieś ze mnie wyparował, a nawet u innych mnie nie zachwyca. Lubię spokój, słońce, książki, niespieszne rozmowy i brak planów. A praca, to zło konieczne, które bez względu na starania i zaangażowanie, przynosi mizerne efekty. Pewnie trzeba robić swoje, przeczekać, a potem zbierać żniwo wcześniejszych starań. Tracę jednak cierpliwość i wiarę. Wolałabym malować, gotować, urządzać, pisać, robić coś twórczego i widzieć namacalny efekt. Może ktoś umie pogodzić jedno i drugie, ja niestety nie. Odkładam więc na potem, na jakieś jutro, pojutrze, za tydzień, za rok...


Nasz dom wygląda jak oaza spokoju i często nią jest, pomijając wybryki naszych zwierząt. Psy robią podkopy pod ogrodzeniem, Reaktor wdziera się na podwórka obcych ludzi i zaleca się do ich suczek. Masza lata po polach i goni wszystko co się rusza. Dziś przyszedł starszy pan z kogutem, jako corpus delicti wyczynów naszych psów. Kogut, którego widziałam z okna, wydawał mi się bez głowy, ale podobno ją miał, niestety w opłakanym stanie. Trzeba go było dobić. Chciałam odkupić kogucie ciało, żeby choć tak zrekompensować szkodę ale zanim zorientowałam się w sytuacji, po człowieku z kogutem nie było śladu.



Chociaż jest jeszcze luty, zima stała się już wspomnieniem. Pogoda jest piękna, grzeje słońce, a natura powoli budzi się do życia. W ogrodzie wyrastają pierwsze kwiaty, zwiastuny przedwiośnia.




sobota, 8 lutego 2014

Ptaki, wiewiórki i polskie Carcassonne

Muszę zapamiętać, że styczeń to nie jest dobry miesiąc w mojej pracy. Przywyknąć i nie denerwować się, że idzie gorzej niż zwykle, wierzyć że to minie. Jednak od Świąt nastąpiła stagnacja, która przygnębiła mnie i rozbiła. Powinnam zająć się czymś innym a nie gorączkowo walczyć z wiatrakami. Moją próbą oderwania się od impasu, była mała próbka pomocy sąsiadom przy ozdabianiu świeżo wyremontowanego domu. W nowo powstałych pokojach dzieci namalowałam dekoracje na ścianach. U Dagi były to zakochane wiewiórki i ornament kwiatowy, a u Krystiana gałązki, ptaszki i karmnik.




Zaczęłam od pokoju Dagi. Najpierw nad łóżkiem namalowałam gałązki z wiewiórkami a przez następne dwa dni ornament na kominie, który miał uczynić z tego nieciekawego elementu pokoju ozdobę. Mały Krystian, za każdym razem gdy wychodziłam od nich, płakał pytając, kiedy będę malować u niego w pokoju? Nawet Krzyś przejął się tym płaczem malucha i namawiał mnie do szybkiego powrotu do malowania. Zaraz po weekendzie ruszyłam do pracy. Nie szło już tak dobrze, bo biała farba okazała się inna od poprzedniej i bardzo źle kryła. Moja sąsiadka Krysia, chcąc pomóc, po moim wyjściu, próbowała podmalować białe elementy. Oburzyło to małego i spytał babcię, czy ja jej na to pozwoliłam?? Po prawie trzech dniach skończyłam, trochę zmieniając koncepcję, ponieważ obrazek wyszedł za mdły i musiałam dodać trzeci kolor. Krystek był bardzo zadowolony, a ja muszę przyznać że obrazek odmienił pokój małego.
Ferie na Śląsku oznaczają zimowy przyjazd moich koleżanek z dziećmi. Najpierw była Kasia ze Stasiem, Antkiem i i synem koleżanki, a po dwóch tygodniach Ewa z Kubą.
Udało mi się przez przypadek znaleźć nową atrakcję turystyczną, niby znany mur obronny Paczkowa, zwanego z jego powodu polskim Carcassonne . Odkryłam jednak taką część muru, o której istnieniu nie wiedziałam, dodatkowo pięknie odrestaurowaną. 




Cały Paczków jest ciekawym miasteczkiem, mało zniszczonym przez wojnę, niestety kamieniczki przy rynku wymagają renowacji, na którą pewnie nie ma pieniędzy. Tylko te mury, jako wyjątkowe w Polsce, mogą liczyć na fundusze unijne.