niedziela, 30 czerwca 2013

Okolica czyli piknik rycerski i poszukiwanie cmentarza dla psów

Wreszcie lato. W naszym warzywniaku królują sałaty a zaraz za nimi szpinak, szczypiorek i botwinka. Zajadamy się chłodnikiem i wielkimi michami sałat. Przekopuję książki kucharskie w poszukiwaniu przepisów na dania z rukolą, nowe pomysły na szpinak i sałatki.


Spaghetti z pomidorami i rukolą
W ogrodzie poza cudownie pachnącymi krzakami jaśminu i wieloma odmianami róż, zakwitł również powojnik, dodając nowy ultramarynowy kolor wśród kwiatów.


Ze względu na gości wyrwaliśmy się trochę z domu, w sobotę na organizowany w pobliżu piknik rycerski, a dzisiaj do Biechowa w poszukiwaniu pierwszego w Europie cmentarza dla psów.
Sobotni piknik zachwycił nas inicjatywą władz gminnych, która na tle tego co reprezentują okoliczne miejscowości, prezentowała się bardzo oryginalnie. Były zatem potyczki rycerskie, średniowieczne tańce, gry i zabawy z rycerskim rodowodem, a także pokaz "światło i dźwięk", czyli taniec z pochodniami w rytm... hip hopu. 
Dzisiejszy wypad  na poszukiwanie psiego cmentarza byłby niewypałem, gdyby niesamowity urok miejsca. W Biechowie wszystko jest opuszczone i pałac, w którym jeszcze niedawno była szkoła i położona naprzeciwko niego zabytkowa kaplica. Park porastają  chaszcze, ale wszystko to kiedyś było zaprojektowane z pietyzmem i nie zatarł tego ani czas, ani przyroda. Znajdujące się w pobliżu stawy wyglądają tajemniczo i pięknie. Tylko nijak, mimo pomocy miejscowych przygodnych przewodniczek, nie udało nam się znaleźć cmentarza dla psów założonego przez hrabiego Matuschka. Przeczesaliśmy z Krzysiem wskazane wzgórze w parku, poszukując choćby jednego kamyka, niestety ten relikt przeszłości pozostanie już tylko w pamięci nielicznych. Nawet w internecie ciężko coś na ten temat znaleźć, po godzinnym poszukiwaniu natrafiłam na wzmiankę. Szkoda, że takie oryginalne miejsca przepadają bez echa.






Jedynym śladem, który prawdopodobnie pozostał po założonym przez hrabiego zwierzęcym cmentarzu, jest okazały rododendron w środku lasu, który podobno pięknie kwitnie. My niestety przyjechaliśmy trochę za późno aby to ocenić.

środa, 19 czerwca 2013

Czas róż

Wyrwałam się z mojej wsi i w jednym tygodniu zaliczyłam dwie stolice, Londyn i Warszawę. Bardzo, bardzo mi się podobało, tylko jedno jak zawsze, odkąd tu zamieszkałam mnie przeraża, mrowie ludzi. Na wsi czuję się tak jakoś indywidualnie, w mieście staję się pyłkiem na wietrze. 
Po powrocie okazało się, że jest tyle do zrobienia zarówno w domu jak i w ogrodzie. Krzyś dostał swoje zamówione zabawki, kosiarkę i podkaszarkę, mama pielęgnuje ogród warzywny, a ja biegam ze ścierką po domu.





Podczas naszej nieobecności zostały do końca polakierowane schody, odzyskując dawny urok. Brakuje im tralek i balustrad, ale to co najważniejsze jest już skończone. Jeszcze tylko musimy pomalować ściany i przedpokój gotowy.


Na naszym podwórku rozpoczął się prawdziwy festiwal róż, wszystkie krzaki i odmiany zakwitły, nie wiadomo która z nich jest najpiękniejsza (jakby to powiedział Mały Książę).