poniedziałek, 18 listopada 2013

Pałac Rysiowice i droga do Osiny

Zastanawiając się nad niedzielną wycieczką, przypomnieliśmy sobie o mijanym niedawno zamku w Rysiowicach, położonych w pobliżu Kamiennika. Okazało się, że jest on własnością prywatną, strzegą go psy duże i łagodne, lecz gorzej z ludźmi. Z pałacu wyłoniła się kobieta, bynajmniej nie o wyglądzie hrabianki, która na zapytanie czy można obejrzeć pałac z zewnątrz, odparła: no jak musicie... Niczym nie zrażony Krzyś szalenie uprzejmie spytał o ruinę stojącą w parku, co się tam znajduje, czy to kaplica. Pani na to, że ona nie wie, że nie ma dokumentacji. Wszystko tonem wielkich pretensji, chociaż na pałacu widnieje tabliczka, że remont jest współfinansowany przez ministerstwo, a zatem obiekt chyba nie jest przeznaczony tylko dla oczu tejże pani?





"Dama" udała się na spacer a my do ruiny. Przed mauzoleum znaleźliśmy oparte o ścianę tablice nagrobne, m.in. Konstancji Róży von Ingenheim, fundatorki pałacu, o czym później dowiedzieliśmy się z internetu.


Wracając skręciliśmy w drogę wyściełaną kocimi łbami, prowadzącą do Osiny. Okalają ją stare i powykrzywiane poniemieckie jabłonie, a jechać trzeba powolutku w trosce o zawieszenie. Po drodze napotykamy krzyż pokutny, potem słup graniczny biskupstwa dolnośląskiego i całą masę pięknych widoków.




wtorek, 12 listopada 2013

Listopadowy wieczór

Listopadowe wieczory mają jednak w sobie dużo uroku. Nie liczy się już na ciepło, na słońce, na rozrywki, lecz na małe przyjemności, czytanie przy lampce, gorącą herbatę gdy na zewnątrz pierwsze przymrozki, na kieliszek domowego wina. Siedzę więc przy komputerze, na kanapie pod kocykiem, w towarzystwie Fifki liżącego swoje białe futerko i zabieram się za pisanie.
Frontowe drzwi to już chyba ostatni element naszego remontu w tym roku, więcej prawdopodobnie się nie uda zrobić aż do wiosny. Chodząc po przedpokoju odczuwam prawdziwą satysfakcję z tego jak dużo zostało zrobione i chociaż ta praca zdominowała niemal cały ten rok, efekt bardzo mnie cieszy. Schody wyciągnięte spod pokładów ohydnej olejnej farby, szafa i spiżarnia zaaranżowane w pod nimi zmieniły dom nie do poznania. Wreszcie można mówić o wygodzie i funkcjonalności, układać przetwory, gromadzić zapasy, porządkować drobiazgi. Jeszcze gdyby się udało wyremontować i urządzić kuchnię...




Krzyś musiał zebrać resztę naszych plonów z pola, bo umówił się z sąsiadem na potraktowanie naszej ziemi kultywatorem. Nie wiem do końca cóż robi to urządzenie, ale podobno to najlepsze co może być. Mamy trzy skrzynki pięknych okazów marchewek i innej włoszczyzny, co natychmiast spowodowało, że zapragnęłam ciasta marchewkowego. "Odchudziłam" go używając połowy zalecanego cukru i zamieniając mąkę pszenną na owsianą. Wyszło pyszne i zdrowe, idealne dla osób na diecie.