wtorek, 30 października 2012

Pupile

Jeszcze tydzień temu było pięknie, świeciło słońce, zakwitał ozimy rzepak, można było poczuć powrót lata. Teraz z dnia na dzień obniżyła się temperatura i spadł śnieg. Pokrył nasze podwórko i ogród, a także resztę niezerwanych jabłek na drzewach. Żółte kwiaty w rabatach przed drzwiami ugięły się pod jego ciężarem. Pola pod białą pokrywą zaczęły wyglądać żałośnie.

Musiałam zabrać jedyne podwórkowe zwierzę, małą kulawą kotkę, do domu. I teraz mam w domu dwa psy i dwa koty. Niestety, nie jest dzięki temu weselej... Redo cały czas warczy na małą, bo poznał ją już jako dorosłego kota i nie akceptuje. Mała jest okropnie gruba, nie wiadomo czy z powodu obżarstwa, czy ciąży. Stawiam na to drugie i wieczorami walczę z psami, żeby dały jej święty spokój. Za dnia staram się trzymać całe towarzystwo na zewnątrz, aby nie zwariować i móc coś zrobić. Koty dają sobie tak naprawdę radę i beze mnie. Warczą i fukają na psy i na siebie nawzajem, nie ma między nimi miłości i przywiązania do stada.
Oglądałam dziś dokument o Facebooku. Na początku omówiono koncepcję i idee, pokazano twórców i ich opinie, a potem był już tylko biznes. Jaki FB ma pomysły na umocnienie swojej pozycji, na podniesienie wartości giełdowej, a na koniec jak zarabia na reklamach i grach. Tak, gry były dla mnie odkryciem. W filmie pokazano dorosłych ludzi, którzy uczestniczyli w grze z animacjami o wyglądzie pokemonów. To ich pupile, które żyły w ich wirtualnym życiu, w wirtualnych domach i ogrodach. Wszystko w takiej grze jest na sprzedaż, za prawdziwe pieniądze kupuje się komputerowy świat. Płaci się nawet za kupy owych pupili, a jeden z uczestników zmajstrował "kaczą kupę" (czyli żółtą z dziobem) i był z niej tak niezmiernie dumny, że postanowił ją upublicznić uiszczając kwotę dwóch dolarów. Czy Ci ludzie nie uświadamiają sobie, że "życie jest gdzie indziej"?
Poczułam się szczęśliwa, że nie siedzę na Facebooku po cztery godziny dziennie jak pytani Amerykanie, że mam czas i możliwość użerać się z prawdziwymi pupilkami i bezpłatnie zajmować się ich odchodami.


poniedziałek, 22 października 2012

Nareszcie babie lato


W Rzymie było wczoraj 29 st. C, ludzie kąpali się w morzu i opalali, to podobno "słynne rzymskie babie lato". U nas na wsi było podobnie, upalny letni dzień w środku jesieni. Do szczęścia brakowało tylko morza, ale mamy chociaż góry na wyciągnięcie ręki. 




Nitki babiego lata wplatały się nam we włosy, łaskotały ręce i zaczepiały się o obiektyw aparatu. Okolica prezentowała się wspaniale w oślepiającym słońcu, nadstawialiśmy na promienie nasze twarze i ramiona, a psy szukały zapamiętale myszy i nornic. Nagle pojawiło się stadko saren, pierwsza wypatrzyła je Masza i pobiegła w szaloną pogoń. Martwiłam się i o sarenki i o małą, że nie trafi z powrotem z lasu, ale wróciła cała i zdrowa, lekko zziajana.


wtorek, 16 października 2012

Odnawianie drzwi

Kiedy się przeprowadziliśmy do tego domu, po obejrzeniu drzwi wejściowych, doszliśmy do wniosku, że trzeba je wymienić, bo stare, bo nieszczelne, bo zniszczone. 
Z czasem jednak przyzwyczailiśmy się do nich, a i koszty związane z wymianą przestały wchodzić w grę. Od frontu mamy drzwi dwuskrzydłowe, porządne drzwi zewnętrzne tego rodzaju kosztują fortunę. 
Zabraliśmy się więc za renowację, na początek tych od podwórka. Musieliśmy zaopatrzyć się z tej okazji w przyzwoity sprzęt do renowacji (mamy tu jeszcze mnóstwo mebli do odnowienia), aby móc je opalić a potem wyszlifować. Postanowiliśmy zmienić też ich kolor, z wszechobecnej w tym domu musztardy, na mocną zieleń.


Przez te ponad sto lat, szybki w drzwiach się powytłukiwały i zostały wymienione jak popadło, prawie każda była inna. Mój mąż zabawił się w szklarza, kupił pocięte szkło, wszystkie wymienił i zakitował.

Klamki a także staroświeckie okucia zawiasów zostały oczyszczone, drzwi wyglądają teraz szlachetnie i elegancko, a my jesteśmy zadowoleni, że nie poszliśmy na łatwiznę, tylko uratowaliśmy porządną, starą stolarkę.

niedziela, 14 października 2012

Cenna ekologia

Chociaż jest już połowa października, w naszej okolicy jakby czas się zatrzymał, drzewa i trawa nadal są zielone. Na jabłoni dzielnie trzymają się jabłka, chociaż mąż ciągle z nimi walczy, chcąc uchronić je przed przemarznięciem. W nocy jest bardzo zimno, a rano na trawie srebrzy się szron.



Praca idzie mi tu średnio, coraz częściej myślę o zmianie zajęcia.  Marzy mi się ekologiczna uprawa lub hodowla, chociaż im bardziej poznaję wiejskie realia, tym częściej wydaje mi się to strasznie pracochłonne i mało opłacalne. Ostatnio sąsiadka przyniosła mi kaczkę. Oczywiście nieżywą, wypatroszoną i oskubaną. Hmm.... hodowla chyba dlatego głównie odpada, że nie dałabym rady żadnego zwierzaka zabić i wypatroszyć. Do tego cena. Za kaczkę zapłaciłam 20 zł, a potem dowiedziałam się, że trzeba ją dokarmiać trzy razy dziennie ugotowanymi ziemniakami, do momentu aż osiągnie jako taką dojrzałość, czyli około czterech miesięcy. Cena ziemniaków na wsi to 40 - 50 groszy plus gaz i czas. Moja kaczka zapewne była sprzedana "po znajomości", jednak od tej pory zastanawiam się, ile może kosztować ekologiczna kaczka na wolnym rynku?
Albo takie ziemniaki. Żeby były ekologiczne, muszą być nawożone gnojówką a potem zebrane i posortowane. To bardzo ciężka praca i znowu cena ma się do niej nijak. Za worek przepysznych ziemniaków zapłaciłam 12,50. Dalej mleko, 1,50 zł za litr, a przecież krowa wymaga wyprowadzenia, umycia, ogarnięcia obory, no i jeszcze dojenia. Chyba zacznę dopłacać tym ludziom, bo jeszcze posprzedają to wszystko i zostanę bez nowo odkrytych smakołyków.
A moja uprawa to musi być coś zupełnie innego, może lawenda, oliwki, winorośl...

Ekologiczne kury jako jedyne przynajmniej w lecie żywią się same.

sobota, 6 października 2012

Widoki

Najbardziej interesuje mnie teraz urządzanie się oraz odnawianie mebli, drzwi i drobiazgów. Nie mogę oderwać się od różnych blogów z inspiracjami, od stron instruktażowych z technikami odnawiania czy postarzania (często jeden przedmiot wymaga jednego i drugiego), a nawet od katalogu Ikei. Niebezpieczna ilość pomysłów miota mnie z jednej skrajności  w drugą. Najłatwiej jest mi jednak coś kupić, lub przynajmniej zaplanować, że kupię, bo na renowację trochę brakuje mi czasu. Ale nie poddaje się, odnowiłam wieszak a teraz biorę się za karnisze, które miałam wyrzucić, a teraz postanowiłam dać im nowe życie.



Sypialnia, która jako jedyna wydawała mi się skończona, teraz dręczy mnie małymi detalami, takimi jak wybór między stolikiem a szafką, koncepcją ułożenia i szycia zasłon czy zagospodarowaniem wnęki.
Na razie jednak służy mi też jako gabinet i pomimo wielu mankamentów, takich jak pianie kogutów za oknem, brak wygodnego miejsca do pracy i ogólnego irytującego wrażenia prowizorki, ma wiele plusów jakimi są wpadające przez szeroko otwarte okna promienie słońca, czy ciągle zachwycające widoki z okien.

Widok z prawego okna

c.d. widoku prawego

Widok z lewego okna