piątek, 27 kwietnia 2012

Święty spokój

Nastały piękne kwietniowe dni, temperatura skoczyła powyżej 25 st. C. Dzisiaj dzień był wyjątkowy, pierwszy bez murarzy, posadzkarzy, hydraulików i elektryków. I chociaż nic nie jest skończone, a każda ściana i podłoga woła o wykończenie, ja poczułam się jak na wakacjach. Z prawdziwą radością pracowałam przy komputerze gotując równocześnie obiad. Luksus pracy w domu polega też na tym, że można wyjść na chwilę na dwór, postać w promieniach słońca i rozkoszować się świeżym powietrzem.


Wiosna w ogrodzie rozszalała się na całego. Wydeptana i rozjeżdżona przez taczki trawa, powoli przemienia się w mięciutki i soczysty dywan zieleni, zakwitły też stokrotki i mlecze. Dom z perspektywy naszego pagórkowatego ogrodu wygląda bardzo ładnie i nic nie wskazuje na to, że wewnątrz zrobiliśmy takie pobojowisko.

środa, 25 kwietnia 2012

Wiosna na miedzy


Świat wokół staje się coraz bardziej zielony. Coraz odważniej wyłaniają się kwiaty w naszym ogrodzie, chociaż na większości drzew są jeszcze pąki. Na naszej miedzy, która obecnie, jak się przekonałam, jest na wsi rzadkością, robi się coraz ciekawiej. Mirabelka i węgierka całe są już w białych kwiatach a porzeczki i agrest mają coś co wygląda jak przyszłe owocki.

Elegancki rośliny mojego męża też nie pozostają w tyle i pokazują swoje bajeczne kolory. Wszystko jeszcze przed nami (a właściwie przed nimi), ponieważ większość z nich to w tej chwili gołe badyle, kryjące tajemnicę swej przyszłej urody.


wtorek, 24 kwietnia 2012

Po powrocie

Wczoraj wieczorem wróciłam z miasta. Pod moją nieobecność zniknęła cała podłoga, a korytarz oraz pokój na parterze, pokrywała ziemia zmieszana z piachem. Wszystkie rury też były na wierzchu. Po raz pierwszy, życie na wsi dobiło mnie.
Dziś od rana ekipa zaczęła wszystko wyrównywać i zalewać pierwszą warstwą betonu. Moje psy wylądowały na dworze, ale na szczęście prawie cały dzień była ładna pogoda. Po południu, kiedy zostałam z nimi sama, chcąc uniknąć kolejnych śladów łap na betonie zastanawiałam się co począć. Kuchnia jest położona dość nisko, więc otworzyłam okno, żeby sprawdzić czy dadzą radę wejść. Psiaki od razu zaczęły piszczeć i próbować się wdrapać.

Wykorzystując moją donicę z lawendą, którą dekoracyjnie ustawiłam pod oknem, dały radę! Odkryły drogę, która w przyszłości może stać się przekleństwem, kiedy wszystko będzie piękne i wyremontowane.

sobota, 21 kwietnia 2012

W rytmie wsi

Życie na wsi toczy się zupełnie inaczej niż w mieście. Teraz jesteśmy nim zafascynowani i ciekawa jestem czy kiedyś to się zmieni. Zawsze mamy pełno zajęć, szczególnie w weekend biegamy po obejściu i wykonujemy różne prace. Ja raczej krzątam się w pobliżu domu, próbując doprowadzić go do jako takiego wyglądu, po całym tygodniu pracy ekipy remontowej, a mąż szaleje z piłą spalinową  w ogrodzie. Poprzycinał pięknie drzewa owocowe, wyciął wybujałą leszczynę, okiełznał wszędobylski jałowiec. Cały czas dokupuje też różne dekoracyjne roślinki, które w przyszłości odmienią nasz ogród.
Na nic nie mamy czasu, zapomnieliśmy o istnieniu telewizora i wcale nam go nie brakuje. Wieczorem, zmęczeni najczęściej rozmawiamy lub siedzimy przed komputerem, a czasem oglądamy brykające psy. Masza będąc wyrośniętym szczeniakiem ma niespożytą energię i zamęcza swoją miłością Reda albo któreś z nas. Liże, gryzie i przytula się. Redo czasami turla się z nią z przyjemnością ale po jakimś czasie ma dość i zaczyna warczeć i szczerzyć kły. Mała wcale się tym nie przejmuje, jak z resztą niczym, bo przecież wszystko jej się wybacza. Dziś weszła w świeżo wylany beton w pokoju na dole i jej tropy zostaną pod podłoga na zawsze, niczym dłonie gwiazdy w Hollywood.

środa, 18 kwietnia 2012

Remont ponad wszystko

Remont wkroczył w kolejny etap... Hydraulika i ogrzewanie są prawie zakończone i wszyscy mówią, że najgorsze mamy za sobą. Cóż, zależy jak patrzeć. Zaczęliśmy tzw. wykończenie czyli posadzki na parterze oraz dwie łazienki.

Pierwsza i do niedawna jedyna łazienka, miała kontrowersyjną stylistykę ale jednak wszystko w niej było, błękitna umywalka i muszla do kompletu, oraz wanna po przejściach. Teraz nie ma nic, została goła cegła, a na podłodze spod podłogi wyjrzały legary. Trzeba przyznać, że chłopaki są super, wprost rwą się do roboty, pięknie po sobie sprzątają, na razie to najbardziej wzorowa z naszych ekip. Równocześnie musieliśmy się zabrać za drugą łazienkę, która też pozostawia wiele do życzenia ale ważne że jest. Kupiliśmy do niej armaturę i powoli powstaje toaleta dla gości. 
Siedzę po uszy w detalach, które wcześniej zupełnie wyleciały mi z głowy i nie miałam pojęcia, że też będę musiała podejmować takie decyzje. Tak, kupuję chromowany grzejnik, wybieram drzwi do łazienki, szukam czarnej płytki na podłogę. 
Późnym popołudniem próbuję oderwać się od wszystkiego i rozglądam się za  pierwszymi oznakami wiosny. Nie mogę się doczekać aż zakwitną drzewa w sadzie, na razie tylko na mirabelce pojawiły się delikatne kwiatuszki.


czwartek, 12 kwietnia 2012

Cienie i blaski

Mieszkamy na wsi półtora miesiąca. Każdego dnia przyjeżdżają do nas specjaliści od różnych prac, najpierw elektrycy a potem hydraulicy. Na początku było ich pięciu, teraz stale jest siedmiu. Na wielu etapach prac wydawało mi się, że już gorzej być nie może. Zawsze jednak może... W chwili gdy zakończyły się wszystkie prace instalacyjne związane z kuciem, rozpoczęły się prace hydrauliczne w łazience. Zniknęła podłoga, pod ścianami pojawiły się ogromne dziury, wszędzie walają się kawałki cegieł, desek, rur. 
Dzisiaj moi panowie podpadli mi na wielu polach, każda rzecz za którą się zabierali wymagała kurateli i interwencji. Już rano obejrzeli baterię do wanny i zachwycając się jej designem, zaczęli ubolewać, że nie da się do niej zrobić dojścia w razie zużycia lub awarii. Zaczęli doradzać różne tajne drzwiczki ale w momencie gdy dowiedzieli się, że na obudowie wanny będzie mozaika a nie kafelki, ostatecznie uznali, że wyjścia nie ma. Internet jest najlepszym doradcą! Znalazłam genialny w swej prostocie, pomysł na dziurę w ścianie do sąsiedniego pomieszczenia, ukrytą za płytą gipsowo - kartonową. Szkoda, że hydraulicy nie są tak dociekliwi.
Na koniec dnia zaniepokoiłam się, czy na pewno założyli muszlę, czy też spiesząc się do domu zostawili mi tylko dziurę w podłodze. Oni pracują w stylu greckim, gdy wybija fajrant rzucają wszystko i biegiem (dosłownie) do samochodu! Na szczęście miska i mechanizm były na swoim miejscu. Radość nie trwała długo, gdy zostałam sama i obejrzałam łazienkę okazało się, że wysokość muszli jest przewidziana dla krasnali. Cóż... jutro zaczynamy montaż na nowo.
Są i piękne chwile. Ten moment kiedy zamontowali nam piec i wszystkie nowiutkie kaloryfery stały się gorące, był wręcz magiczny. Niemal z minuty na minutę mój nastrój z ponurego stał się radosny. Nie wiedziałam, że człowiek aż tak potrzebuje ciepła.
I te  godziny, kiedy wreszcie zostajemy sami, gdy można wziąć psy i iść w pola. Nawet jak poda deszcz, zakładam kalosze i drałuję, oglądając budzącą się wiosnę na gałęziach naszej papierówki, śliwy i różnych innych drzew z których nie wiadomo co wyrośnie.


Czasem w tym bałaganie wracam myślami do miasta i do pracy na etacie. I jestem jeszcze szczęśliwsza, że dana mi była możliwość porzucenia tego wszystkiego. Ten stres, ten wyścig, ten "żarcik" szefa: "praca, praca, praca!!!", gdy nieopatrznie się zaśmiałam z wypowiedzi koleżanki, przyprawiają mnie o dreszcz. Na wsi życie toczy się inaczej. Każdy znajduje chwilę żeby zamienić miłe słowo z sąsiadem, bezinteresownie pomóc i wesprzeć w razie potrzeby. 
Za oknem szaleje zieleń, słuchać odgłosy traktorów i pianie koguta. Bezcenne.


niedziela, 8 kwietnia 2012

Wielkanoc

Na Święta przyjechaliśmy do Mamy. Na szczęście pozwoliła nam przyjechać z dwoma psami, czym wszystkich zadziwiła. Wielkanoc to czas na ulubionego mazurka mojego męża. Zanim mnie poznał nigdy nie jadł mazurka, a teraz jest jego ulubionym ciastem, które chciałby jeść cały rok. Chociaż próbowaliśmy różnych smaków, nadal naszym ulubionym pozostaje mazurek kajmakowy.


Mazurek kajmakowy

 Ciasto kruche:
2 i 1/2 szklanki mąki
1 kostka masła
2 żółtka
szczypta soli
Przybranie:
1 puszka słodzonego mleka skondensowanego (lub gotowy kajmak w puszce)
1 tabliczka gorzkiej czekolady
1/5 szklanki śmietany kremówki
migdały
kurczaki z pianki cukrowej (lub inne przybranie :-)

Składniki na ciasto posiekać, szybko zagnieść i włożyć na godzinę do lodówki. Nagrzać piekarnik do temperatury 200 st. C i piec ok. 20 minut, do momentu gdy ciasto się zarumieni.
Mleko skondensowane gotować w puszce, zanurzone we wrzątku, ok. dwóch godzin. Po tym czasie kajmak jest gotowy.
Po ostudzeniu kruchego ciasta, rozsmarować na nim masę kajmakową. Czekoladę pokruszyć i włożyć do garnuszka razem ze śmietaną kremówką. Podgrzewać na małym ogniu do uzyskania gładkiej masy. Udekorować mazurka rozpuszczoną czekoladą i uprażonymi na suchej patelni migdałami. Ułożyć kurczaki z pianki lub czekoladowe jajeczka.






środa, 4 kwietnia 2012

Remont

Prace remontowe w naszym domu osiągnęły apogeum, tak myślę. Wszystkie ściany są rozwalone, kafelki wyrwane, a  ziemia pod nimi młotem pneumatycznym wyryta. Wokół domu mamy rowy wielkości okopu, w których panowie swobodnie się przechadzają.

Na koncie Maszki są nowe wyczyny. Dziś podczas mojej pracy przy komputerze usłyszałam mlaskanie. W zamkniętej kuchni znalazł się but jednego z fachowców, w którym Masza z apetytem odgryzła język. Wpadłam w panikę: podrzucić but? udawać, że to nie "my"? Niestety za drzwiami wciąż panował ruch i dyskusje, a ja nie jestem najlepsza w kamuflażu. Wyszłam z feralnym butem, prosto na jednego z nich. Na szczęście rozbawiła ich tylko ta sytuacja a właściciel buta był szczęśliwy, że go odzyskał (trochę języka jednak zostało). Przy okazji doniesiono mi, że Maszka dwa dni temu, wesoło merdając ogonkiem, zrobiła kupkę przy świeżo zamontowanym kaloryferze.
Ogólnie jednak jest miło, jakoś wszyscy dajemy radę, ja z nimi, a oni ze mną. Czasem mam kryzys, szczególnie wieczorami, gdy wszystko myję, po to by na nowo znowu, następnego dnia, pokryło się grubą warstwą pyłu.
Na szczęście wieś jest piękna i spacer z psami wynagradza strapienia.


poniedziałek, 2 kwietnia 2012

Masza

Tydzień temu dołączył do nas rozkoszny szczeniaczek, suczka, pół - wilczurek. Strasznie się nas bała, pewnie po przeżytej traumie czterogodzinnej jazdy w samochodzie. Taka była z niej mała biedna myszka, że nazwaliśmy ją Masza.

Każdego dnia oswajała się z nami bardziej i w końcu stała się teraz żywiołowym, kochanym maleństwem. Takie maleństwo ma jednak ogromną ochotę na zabawę i skłonność do zabijania nudy. Podczas naszej nieobecności w sobotę, wdarła się do sypialni i odgryzła kawałek plastikowego klapka, moszcząc sobie miejsce w naszej pościeli.
Najgorsze stało się jednak dzisiaj. Najpierw do pokoju, gdzie przetrzymujemy na czas remontu wszystkie nasze ubrania, weszli spece od CO. Oni jak to oni nie pamiętają, że w domu są dwa psy. Przed Maszką otworzył się sezam z różnymi modelami obuwia. Oczywiście wybrała najelegantsze. Na jej posłaniu znalazłam ukochane botki z Wojasa, a na jednym obcasie zwisały strzępki skórki. To nietypowy brązowo - rudy kolor. Nie wiedząc co robić, zadzwoniłam do fabryki z pytaniem czy można u nich kupić kawałek takiej skóry. O dziwo nie odprawiono mnie z kwitkiem, bardzo miła pani z produkcji sprawdziła model i obiecała pomoc. 
Mąż obiecał mi nowe buty i nowe zabawki dla Maszy. Życie nie jest jednak takie złe :-)

niedziela, 1 kwietnia 2012

Początek

Przenieśliśmy się ze zgiełku miasta na wieś. Nagle wszystko się zmieniło, nasz styl życia, potrzeby i my. Początki tutaj to wielki chaos, cały dobytek w workach i kartonach, palenie w węglowym piecu (ja nie umiem!) i gorączkowe decyzje od czego zacząć remont. Ciągłe dyskusje, sprzeczki, nieporozumienia, bo każde z nas ma swoją wizję. Po paru dniach przyjechała ekipa elektryków, pomyślałam że dla nas to łatwizna. Kilka gniazdek w każdym pokoju i lampa na suficie. Nic z tego... ja pragnę żyrandoli, mąż kinkietów. Na koniec to ja mam decydować o wszystkich gniazdkach... dorobiłam się!
Powoli przywykamy do fachowców w naszym życiu. Po elektrykach nadeszli hydraulicy, zamiast czterech obcych facetów w domu, mam teraz siedmiu. Mąż ciągle w pracy, bo ktoś przecież musi zarabiać na ten dom! A ja znowu muszę podejmować decyzje, w tematach o których nie mam pojęcia. Jaka ma być długość kaloryfera w sypialni? Czy w korytarzu ma być jeden kaloryfer czy dwa?? Do tego wzięłam się za gotowanie, więc codziennie głowię się znad menu dla siedmiu panów, takim żeby się nie narobić i żeby było pożywne. Moje pomysły to fasolka po bretońsku, żurek z kiełbaską i pulpeciki z pieczarkami... dalej chyba będę musiała poszukać inspiracji.
Ja sama bardzo się zmieniłam, z wielkomiejskiej damulki jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki stałam się wyobrażeniem komunistycznego hasła: "kobiety na traktory". Buty na mega obcasie i platformie zamieniłam na kalosze w kwiatki, a biurowy dress code na wyciągnięty polar i stare dżinsy.
Dobrze, że chodzę do kościoła, raz na tydzień przydają mi się ubrania z poprzedniego świata.