środa, 27 czerwca 2018

Kocie dzieci


Wreszcie nadeszło lato. Tym razem lato urodzaju, drzewa uginają się pod ciężarem owoców, a ludzie pod presją wytwarzania przetworów. Tyle czereśni nie było od lat, papierówka przez ostatnie sezony nie miała ani jednego jabłuszka a teraz jest ich tysiące! Powoli dojrzewają wiśnie, morele i śliwki, też w imponujących ilościach.



Nie tylko ziemia wydaje u nas owoce ale i nasza słodka kotka urodziła kocięta. Marzyłam o tym od dziecka i musiałam czekać tyle lat aby to pragnienie się spełniło. Pamiętam moje zachwyty nad ilustracjami w książkach przedstawiającymi małe kotki i to jak babcia nazywała mnie "kocią mamą", chociaż nikt nie miał zamiaru sprawić mi kociaka, bo przecież mieszkamy w bloku i w tamtych czasach nie było to odpowiednie miejsce dla kota. Teraz jestem dorosła, mieszkam na wsi i mogę mieć tyle kotów ile zapragnę. Chociaż tak bardzo tęsknię za miastem, to w takich momentach doceniam wiejskie życie.

Moja Lulka przy całym swoim drobnym ciałku dorobiła się brzucha i chociaż ciężko nam było uwierzyć, że w tak młodym wieku zostanie matką, wszystko na to wskazywało. Nagle zniknęła i wróciła szczuplutka. Zaczęły się oględziny i poszukiwania, ale tropów było brak. Ona jednak przybiegała tylko się najeść, a potem wychodziła i przepadała na długie godziny. Minęło osiem dni i nagle w środku dnia, przy biegających po podwórku psach, przyniosła w pyszczku po kolei swoje czworo dzieci! Nieustraszona matka umieściła je w zacisznym pueblo, na mięciutkim kocyku, w bezpieczeństwie. Nie jest tylko zachwycona gdy wyciągamy jej dzieci, oglądamy i przytulamy. Ma w genach nieufność do ludzi, w końcu sama cudem uszła z życiem, przed strasznym losem wiejskich kotków.



Troje z rodzeństwa jest bardzo do siebie podobne, mają biało - czarne futerka z charakterystycznym białym przedziałkiem na czole, a czwarte maleństwo jest uroczym rudzielcem, chyba po dziadku Wasylku.