wtorek, 24 lipca 2012

Ballada remontowa


We wsi zaczęły się żniwa i wróciła piękna pogoda. Ja jakoś nie mogę obudzić w sobie dawnej pogody ducha i entuzjastycznego podejścia do wiejskiego życia. Jest mi tu nadal bardzo dobrze i nie tęsknię za miastem, ale mam kryzys związany z remontem. Bezustannie myślę o kulejącej w tych warunkach pracy i ogarnia mnie czarnowidztwo, że jak tak dalej pójdzie, utkniemy na tym pobojowisku. Piękne pokoje stoją niedokończone, bo brak im stolarza. Nowe łóżko tkwi na baczność w salonie, w nierozpakowanych foliach. My za to koczujemy wciśnięci w składowisko stuletnich mebli, przykurzeni patyną pyłu ze szlifowanych ścian.
Lubię rozmowy z sąsiadem przy jego pracy w łazience i w jego opowieściach odnajduję inny świat, czasami niemal odrealniony. Codzienne obcowanie z naturą zbliża do niej, budzi jakiś dodatkowy zmysł. Opowiadał mi dziś o swoim ojcu, niemal na marginesie innych historii o ciotkach dziwaczkach i o biedzie w dzieciństwie. Zaczął od tego, że jedno z jego pierwszych wspomnień dotyczyło krowy, która stanowiła ich cały majątek. Dopóki ją mieli, dzieci miały co jeść. Aż któregoś dnia nagle zdechła, a on będąc najmłodszym dzieckiem to najbardziej zapamiętał, jak tato siedział w sieni i płakał. 
Następny obrazek dotyczył spraw, które rozegrały się całkiem niedawno. Któregoś dnia starszy pan wybrał się z kimś przy okazji do lekarza, ten zbadał go i chciał przepisać leki, na co dziadek odpowiedział, że on to raczej po akt zgonu. Po dłuższej dyskusji lekarz uznał tę wypowiedź za przejaw depresji, a że i w ciele czegoś się dopatrzył, skierował go do szpitala. Tam nadal, wobec wszystkich członków rodziny i lekarzy, upierał się że nic mu nie potrzeba, poza tymże aktem. Zbadano go dokładnie i niepokojących dolegliwości nie stwierdzono. W środku nocy jednak zmarł. Kilka dni po pogrzebie, mój sąsiad udał się do mieszkającej w innym województwie, jednej z ciotek dziwaczek. Jej przyjaciółka dowiedziawszy się o śmierci jego ojca zapytała o imię. Czy aby nie był to Józef? Okazało się, że poprzedniego dnia, przy obiedzie, ciotka żaliła się jej, że czuje się niedospana, bo był u niej Józef i długo coś jej opowiadał (to się na pewno zgadza, bo mój sąsiad, a jego syn jest strasznie gadatliwy). To jednak nie wszystko. W mieszkaniu ciotki przepisanym na mojego sąsiada, zamieszkiwał niechciany lokator, człowiek który niemal nie trzeźwiał, niszczył dobytek, zachowywał się skandalicznie. Nie wiadomo było co z nim począć. I nagle, kilka dni po śmierci ojca i on również nagle zmarł. Taka siła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz