poniedziałek, 2 kwietnia 2012

Masza

Tydzień temu dołączył do nas rozkoszny szczeniaczek, suczka, pół - wilczurek. Strasznie się nas bała, pewnie po przeżytej traumie czterogodzinnej jazdy w samochodzie. Taka była z niej mała biedna myszka, że nazwaliśmy ją Masza.

Każdego dnia oswajała się z nami bardziej i w końcu stała się teraz żywiołowym, kochanym maleństwem. Takie maleństwo ma jednak ogromną ochotę na zabawę i skłonność do zabijania nudy. Podczas naszej nieobecności w sobotę, wdarła się do sypialni i odgryzła kawałek plastikowego klapka, moszcząc sobie miejsce w naszej pościeli.
Najgorsze stało się jednak dzisiaj. Najpierw do pokoju, gdzie przetrzymujemy na czas remontu wszystkie nasze ubrania, weszli spece od CO. Oni jak to oni nie pamiętają, że w domu są dwa psy. Przed Maszką otworzył się sezam z różnymi modelami obuwia. Oczywiście wybrała najelegantsze. Na jej posłaniu znalazłam ukochane botki z Wojasa, a na jednym obcasie zwisały strzępki skórki. To nietypowy brązowo - rudy kolor. Nie wiedząc co robić, zadzwoniłam do fabryki z pytaniem czy można u nich kupić kawałek takiej skóry. O dziwo nie odprawiono mnie z kwitkiem, bardzo miła pani z produkcji sprawdziła model i obiecała pomoc. 
Mąż obiecał mi nowe buty i nowe zabawki dla Maszy. Życie nie jest jednak takie złe :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz